Już samo słowo „reforma” w środowisku szkolnym wzbudza popłoch. Jesteśmy w trakcie oswajania się ze zmianami, a na horyzoncie widać już kolejne, i to o wiele większe niż modyfikacja podstawy programowej. Jak reformować polską oświatę, by ten proces był jak najmniej chaotyczny, a jak najbardziej przyjazny gronom pedagogicznym i ich podopiecznym? Kto przygotowuje grunt pod kolejną reformę edukacji i jakie działania podjęto dotychczas w tym kierunku?
Fragment artykułu z miesięcznika „Dyrektor Szkoły” 2024/9
Wśród przeciwników wprowadzenia gimnazjów i późniejszej ich likwidacji były setki osób, których zastrzeżeń nie wzbudzało przekształcenie infrastrukturalne, systemowe, sama koncepcja skrócenia czy wydłużenia poszczególnych etapów edukacyjnych. Tym, co wielu dyrektorów, nauczycieli i rodziców nastawiało do zmian negatywnie, był pośpiech. Nagłość, brak pogłębionych prekonsultacji, niedostateczne ustrukturyzowanie zmian albo nawigowanie nimi bez zaangażowania strony społecznej. Każdy, kto interesuje się zmianami edukacyjnymi w skali globalnej, wie, że w tych państwach, w których reformy wdrażano szybko i autorytarnie – bez włączania w zarządzanie zmianami podmiotów odpowiedzialnych za późniejszy proces nauczania – ponoszono fiasko.
To fiasko może polegać np. na tym, że nauczyciele nie znają podstaw programowych własnych przedmiotów. W takim układzie edukowanie sprowadza się do realizowania konkretnego podręcznika czy curriculum bez wiedzy o tym, jak można modyfikować układ treści w zależności od potrzeb uczniów. Podstawy programowe, które są zbyt obszerne bądź zaczynają obowiązywać niedługo po tym, jak zostają opublikowane, nie będą ani starannie analizowane, ani opanowane pamięciowo w należytym stopniu. A te pisane przez teoretyków i akademików oderwanych od rzeczywistości szkolnej – niemożliwe do wdrożenia.
Zamów prenumeratę: www.profinfo.pl/sklep/dyrektor-szkoly,7340.html