Dotknięte falą powodziową szkoły wyglądały podobnie: tony szlamu i gruzu na podłodze, odpadające z namokniętych ścian tynki, zniszczone sprzęty, meble i pomoce dydaktyczne, wyrwy w murach, zawalone ściany i stropy. Jednak według dyrektorów, z którymi rozmawialiśmy, wielka woda miała jeszcze jeden efekt – uruchomiła pokłady empatii i solidarności, których szkoła powinna być przecież kuźnią.
Fragment artykułu z miesięcznika „Dyrektor Szkoły” 2024/11
Najbardziej w wyniku tegorocznej powodzi ucierpiały trzy województwa: dolnośląskie, opolskie i lubuskie. Pod wodą znalazło się wiele przedszkoli i szkół. W połowie września nie działało ponad 600 placówek oświatowych, ale dzięki ogromnej determinacji dyrektorów i nauczycieli dwa tygodnie później ta liczba zmalała do 63, a w 9 prowadzone było nauczanie zdalne. Jednak jeszcze długo dzieci z zalanych terenów uczyły się na górnych piętrach budynków, w których sprzątano piwnice i parter.
– Skutki powodzi, która zalała Głuchołazy były większe niż w 1997 r., podczas tzw. powodzi tysiąclecia, bowiem nurt był bardziej agresywny, woda parła z dużą prędkością i siłą, zmiatając wszystko, co spotkała na drodze. W szkole woda wyrwała okna, wdarła się do pomieszczeń, zalała szatnię uczniowską, nowo wyremontowaną stołówkę i pomieszczenia gospodarcze ze wszystkimi środkami, które mieliśmy tam zgromadzone na cały rok szkolny. Najgorsze, że zalana została kotłownia z dwoma piecami. Tam wszystko jest do wymiany. Szkoła ma wysoki parter i brakowało dosłownie jednego schodka, żeby woda zalała sale lekcyjne. Cała najważniejsza infrastruktura ucierpiała – przyznaje Piotr Kędroń, dyrektor Publicznej Szkoły Podstawowej nr 1 im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego w Głuchołazach.
Zamów prenumeratę: www.profinfo.pl/sklep/dyrektor-szkoly,7340.html