Prezentowane w literaturze zagadnienie zarządzania sukcesem najczęściej odnosi się do dróg prowadzących do wytyczonego celu. Natomiast rzadziej podawane są wskazania, co robić, gdy zostanie on osiągnięty. Jest to sytuacja, która rodzi nowe wyzwania.
Fragment artykułu z miesięcznika „Dyrektor Szkoły” 2025/1
Chwila, w której dowiadujemy się, że osiągnęliśmy sukces, napełnia radością. Warto w takim momencie zatrzymać się w codziennej bieganinie i pozwolić na ujście pozytywnych emocji, docenienie siebie, a jeszcze lepiej nagrodzenie. Jest to tym przyjemniejsze, gdy towarzyszą nam członkowie rodziny, przyjaciele, znajomi, współpracownicy itp. Zwłaszcza ci, którzy szczerze gratulują, a nie robią tego np. na pokaz, zazdroszcząc w skrytości ducha lub domagając się podobnego uznania, bo wychodzą z założenia, że sukces ma wielu ojców. Niestety radość nie może trwać zbyt długo. Z pewnością znamy osoby, które nie potrafiły pozytywnie wykorzystać sukcesu – spoczęły na laurach lub roztrwoniły to, co dzięki niemu zyskały. Bowiem sukces i porażka to dwie strony medalu.
Kilka lat temu razem z Krzysztofem Bednarkiem, byłym konsultantem ds. kadry kierowniczej Wojewódzkiego Ośrodka Metodycznego w Katowicach, zapytałam dyrektorów szkół o to, jaki powinien być superdyrektor, czyli dyrektor odnoszący sukcesy. Podali wiele cech osobowości i kompetencji. Zabrakło natomiast takich przymiotów jak: refleksyjny, poszukujący, dociekliwy (Elsner, Bednarek, 2017).
Dlatego rozważania rozpoczynam od zachęcenia do namysłu nad kluczowymi czynnikami osiągniętego sukcesu i odpowiedzi na następujące pytania:
- Czyj był to sukces – dyrektora czy szkoły?
- Jakie okoliczności miały wpływ na osiągnięcie sukcesu?
- Jaką cenę trzeba było zapłacić?
Zamów prenumeratę: www.profinfo.pl/sklep/dyrektor-szkoly,7340.html