Kiedy w marcu do szkół zaczęli się zgłaszać ukraińscy uczniowie, czekały na nich dwie opcje: włączenie do zwykłych klas lub nauka w oddziałach przygotowawczych. Większość dyrektorów wybrało pierwszy model i dzieci (nawet pomimo nieznajomości języka) trafiły do polskich klas. W artykule prezentuję doświadczenia szkół, obserwacje i refleksje nauczycieli. Opisuję sytuacje, w których troska zderza się z brakiem empatii, szukam przejawów elastyczności zalecanej przez ministra edukacji.
Fragment artykułu z miesięcznika „Dyrektor Szkoły” 2022/6
Jak informował resort edukacji, w maju w polskim systemie oświaty uczyło się 200 tys. dzieci - uchodźców wojennych z Ukrainy, w tym 40 tys. w przedszkolach, 140 tys. w szkołach podstawowych i ok. 20 tys. w ponadpodstawowych. Pomimo apeli ministerstwa o tworzenie oddziałów przygotowawczych, większość ukraińskich dzieci trafiła do klas ogólnodostępnych. Samorządy obawiały się dodatkowych zobowiązań finansowych, dlatego sugerowały dyrektorom rozwiązanie niegenerujące kosztów.
Resortowym deklaracjom wsparcia dla szkół nie towarzyszyły oczekiwane przez środowisko działania prawne, np. zwolnienie Ukraińców z klasyfikacji i egzaminu. Odpowiedzialność za te kwestie minister edukacji Przemysław Czarnek scedował na szkoły, stwierdzając 21 kwietnia w Porannej rozmowie w RMF FM, że jeśli się dyrektorzy z nauczycielami decydowali na przyjęcie dzieci ukraińskich do klas polskich, to decydują się również na ich klasyfikowanie (www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/poranna-rozmowa/news-czarnek-matematyka-po-ukrainsku-dla-ukrainskich-dzieci-na-eg,nId,5972255#crp_state=1).