Prawo16 czerwca, 2021

Blaski i cienie rodzinnej nauki - Włodzimierz Kaleta

Edukacja domowa, w której zasadnicze obowiązki szkoły przejmują rodzice, to wciąż wąski strumyk polskiej oświaty. Pandemia koronawirusa sprawiła jednak, że strumyk ten w ciągu roku urósł niemal dwukrotnie. Za co rodzice doceniają ten model nauki? Na czym polega ich współpraca ze szkołą? Z jakimi trudnościami muszą się liczyć?

Fragment artykułu z miesięcznika „Dyrektor Szkoły” 2021/6

Według danych Ministerstwa Edukacji i Nauki z listopada 2020 r. w roku szkolnym 2019/2020 w edukacji domowej uczyło się 10 976 uczniów, w 2020/2021 – 15 034, a w kwietniu tego roku było to już ok. 20 tys. (www.tvp.info/53321458/edukacja-domowa-zgodnie-z-postulatami-rodzicow-senat-przyjal-nowelizacje-prawa-oswiatowego). To duża zmiana w stosunku do 2015 r., kiedy naukę w domu pobierało zaledwie 2 tys. dzieci. Dla porównania w Wielkiej Brytanii edukacją domową objętych jest 60 tys. dzieci, w Rosji – 80 tys., a w Stanach Zjednoczonych – 2,5 mln.

W edukacji domowej (ED) nauczycielami są rodzice. Zapisują swoje dziecko do konkretnej szkoły (publicznej lub niepublicznej), która co jakiś czas kontroluje postępy edukowanego w domu ucznia, a na koniec roku szkolnego wystawia mu świadectwo. Dlaczego rodzice decydują się wziąć na siebie tak wielki obowiązek? Czy zdają sobie sprawę z problemów, które ich czekają? Jak układa im się współpraca ze szkołą? Z perspektywy czasu widzą więcej zalet czy wad edukacji domowej?

Marcin Perfuński, ojciec pięciu córek w wieku od 12 do 3 lat, bloger, w 2018 r. wygrał plebiscyt miesięcznika „Mamo, To Ja” na Idealnego Tatę. Pytany o trudności związane z edukacją domową, przekonuje, że nie ma żadnych. – Wszystko przy takiej nauce jest łatwiejsze, bo na wyciągnięcie ręki. Pomoc ze strony szkoły jest praktycznie niepotrzebna. Kontakt wymagany jest na początku i na końcu, czyli przy załatwianiu pierwszych formalności i podręczników oraz podczas egzaminów rocznych – opowiada. – Kiedy nie było pandemii, korzystaliśmy z warsztatów organizowanych przez szkołę (ceramika, kaligrafia, stolarnia), a także różnych propozycji wyjazdów, których w ciągu roku było przynajmniej kilka (obozy wędrowne, szkółka narciarska itp.). Można więc powiedzieć, że to nie my wyciągaliśmy ręce do szkoły, ale ona służyła nam.

Przeglądaj powiązane tematy

Back To Top