W przestrzeni publicznej często słyszymy określenie „pedagogika wstydu”. W tym artykule postaram się wyjaśnić znaczenie tego pojęcia oraz konsekwencje jego używania zwłaszcza w kontekście celów edukacji szkolnej.
Fragment artykułu z miesięcznika „Dyrektor Szkoły” 2021/6
Rząd ma silne przekonanie, że w Polsce potrzebna jest rewolucja w wielu dziedzinach życia: gospodarce (zwiększanie udziału sektora publicznego), wymiarze sprawiedliwości (powinien być pod kontrolą władzy wykonawczej), kulturze (ma być oparta na specyficznie rozumianych wartościach chrześcijańskich), edukacji (ministerialni eksperci uważają, że w podręcznikach jest za dużo „idei liberalnych”, a za mało historii Kościoła). W takiej sytuacji ważną rolę odgrywa przekonanie obywateli do słuszności podejmowanych działań. Służy temu specyficzny język, w którym pojawiają się nowe pojęcia opisujące przeciwników zmian, ich rzekome poglądy oraz intencje. Pojęcia te mają kilka wspólnych cech, np.:
- są często obecne w mediach rządowych, używane przez polityków partii rządzącej i powtarzane przez ich zwolenników – istnieje przekonanie, że skoro tylu ważnych ludzi się nimi posługuje, to ich znaczenie jest oczywiste;
- bywają wewnętrznie sprzeczne, bo ważniejsza od spójności tych pojęć jest ich skuteczność w walce politycznej – np. godzenie się na przyjęcie ograniczonej grupy uchodźców pod warunkiem, że będą chrześcijanami, choć wydaje się to fundamentalnie sprzeczne z przesłaniem chrześcijaństwa (Nie masz bowiem różnicy między Żydem a Grekiem, gdyż jeden jest Pan wszystkich).