W cieniu wciąż zmieniających się komunikatów, że oto niebawem ósmoklasiści i maturzyści wrócą do nauki stacjonarnej albo też nie wrócą nawet do końca roku, a klasy I–III znów przejdą na funkcjonowanie zdalne, szkoły realizują swoje zadania, prowadząc zajęcia w maksymalnie dostępny i przyjazny dla uczniów sposób. Co ciekawe, chociaż wytyczne są jedne, placówki w zależności od potrzeb działają w różny sposób. Bo tu na dole widać to, czego góra nie dostrzega – że dyrektorzy powinni mieć większą swobodę w zakresie organizowania pracy swoich szkół, bo mają do tego najlepsze kompetencje.
Fragment artykułu z miesięcznika „Dyrektor Szkoły” 2021/4
W powszechnej opinii poza najmłodszymi klasami podstawówek szkoły pracują zdalnie. Tymczasem gdy przyjrzyjmy się bliżej, jest to raczej model hybrydowy, i to nawet w owych klasach I–III.
– Nasza szkoła właściwie cały czas funkcjonuje stacjonarnie, ponieważ prowadzi oddział przedszkolny, który pracuje praktycznie bez przerwy. Mam też w szkole prawie 64 dzieci niepełnosprawnych, które od listopada 2020 r. za zgodą rodzica bądź opiekuna mogą uczestniczyć w zajęciach stacjonarnych, a dyrektor ma obowiązek im to umożliwić. I praktycznie 70% z nich jest stale w szkole, korzystają też z opieki świetlicowej – tłumaczy Rafał Stasik, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 5 im. Jana III Sobieskiego w Szczecinku. – Mogę więc śmiało powiedzieć, że liczba dzieci w systemie stacjonarnym nie wpływa kompletnie na nic. I dlatego uważam, że nie ma czego się bać, tylko trzeba wprowadzić nauczanie hybrydowe dla klas IV–VIII.
W jego opinii decyzja w tym zakresie powinna należeć do dyrektorów placówek, bo każdy z nich najlepiej wiedziałby, co w danej sytuacji robić. I jeśli byłaby taka konieczność, pół klasy przychodziłoby do szkoły, a pół pracowało w domu – a potem na odwrót.
– Uważamy, że byłoby to najbardziej racjonalne podejście do edukacji w warunkach pandemii. Uczeń zawsze miałby zapewniony kontakt ze szkołą. Przyszedłby na tydzień na zajęcia stacjonarne, wyjaśnił wątpliwości z nauczycielem, zobaczył się z rówieśnikami, poprawił relacje społeczne. Nauczyciel, który pracuje teraz z dziećmi zdalnie, wiedziałby, co ten uczeń robi, jak pracuje i co sprawia mu trudności oraz na co musi zwrócić szczególną uwagę. Taką „hybrydówkę” można by ciągnąć w nieskończoność i wszyscy byliby zadowoleni – argumentuje Rafał Stasik. – Te decyzje musiałyby być podejmowane przez dyrektorów oczywiście w porozumieniu z organem prowadzącym i sanepidem. Ale nie wiem, czy resort edukacji się zdecyduje dać dyrektorom lub samorządom taką władzę.