Odciążenie uczniów i rodziców poprzez likwidację prac domowych to jedna ze 100 obietnic na pierwsze 100 dni rządu Donalda Tuska. Nic więc dziwnego, że resort edukacji dąży do jak najszybszej realizacji tego planu. Tymczasem choć nie o całkowitą likwidację chodzi, pomysł i tak budzi sprzeciw środowiska oświatowego.
Fragment artykułu z miesięcznika „Dyrektor Szkoły” 2024/3
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z zamierzeniami ministry edukacji Barbary Nowackiej, już od kwietnia zaczną obowiązywać przepisy nowelizacji rozporządzenia w sprawie oceniania, klasyfikowania i promowania uczniów i słuchaczy w szkołach publicznych. W dodanym do niego § 12a mieszczą się trzy bardzo istotne zmiany:
- w klasach I–III nauczyciel nie zadaje uczniowi pisemnych i praktycznych prac domowych do wykonania w czasie wolnym od zajęć dydaktycznych;
- w klasach IV–VIII nauczyciel może zadać uczniowi pisemną lub praktyczną pracę domową do wykonania w czasie wolnym od zajęć dydaktycznych, z tym że nie jest ona obowiązkowa dla ucznia i nie ustala się z niej oceny;
- taką pisemną lub praktyczną pracę domową nauczyciel sprawdza, po czym przekazuje uczniowi informację, co robi dobrze, co i jak wymaga poprawy oraz jak powinien dalej się uczyć.
Jak wyjaśniono w uzasadnieniu, do tak rygorystycznego rozwiązania, proponowana zmiana nie oznacza zniesienia obowiązku uczenia się w domu, tj. nauki czytania w przypadku najmłodszych uczniów, czytania lektur, przyswojenia określonych treści, słówek itp. Zmiana ta ma na celu jedynie ograniczenie zadawania pisemnych i praktycznych prac domowych. Miejscem, w którym uczniowie, zwłaszcza młodsi, powinni zdobywać wiedzę i umiejętności, jest przede wszystkim szkoła (https://legislacja.rcl.gov.pl/projekt/12381254).
Zamów prenumeratę: www.profinfo.pl/sklep/dyrektor-szkoly,7340.html